Polecany post

Łobeski odcinek "Odry".

       D ziało się to w okupowanej Warszawie, zaraz po świętach wielkanocnych roku 1941. Mężczyzna przebywający w jednym z zakonspirowan...

wtorek, 31 stycznia 2017

Legenda o domku za wsią

Tak. Według opowiedzianej mi niegdyś historii dom stał za wsią, choć chyba niezbyt daleko i równie niezbyt daleko od lasu.  Nie pamiętam nazwy wsi, jak się zresztą okaże nie jest to ważne, zwłaszcza, że nazewnictwo ulegało zmianie. W każdym razie miało się to dziać na terenie obecnego powiatu łobeskiego.
Była to jedna z pierwszych powojennych zim. Jak również wyniknie z dalszej części opowiadania prawdopodobnie o poranku do domu zajętego przez przesiedleńców ze wschodu, a może centralnej Polski lub Kielecczyzny zawitał dość młody mężczyzna, ubrany ani elegancko, ale też nie niechlujnie, ot tak jak zwykły człowiek w owych powojennych, niezamożnych latach.
Od słowa do słowa prowadząc rozmowę z gospodarzami, przedstawił się w końcu jako były przymusowy robotnik rolny u bauera, który był właścicielem gospodarstwa, w którym się obecnie znajdują. Oprowadzony przez nowych właścicieli po gospodarstwie i rozejrzeniu się nawiązał z nimi ponownie rozmowę.
W jej trakcie poinformował gospodarzy, że ma wiedzę o ukryciu na terenie ich gospodarstwa różnych dóbr materialnych w sporej ilości, z których oni na pewno będą zadowoleni.
Postawił też pewien warunek wskazania miejsca ukrycia wszystkiego.
Warunkiem była możliwość zabrania czarnej walizeczki, niezbyt dużych rozmiarów. której lokalizacja wśród ukrytych dóbr materialnych była mu dobrze znana. Po tym mieli się zgodnie z jego obietnicą nigdy nie zobaczyć.
Po naradzeniu się z żoną gospodarz postanowił jednak odmówić, sugerował przy tym, że zawartość teczki też powinna być do podziału. Gość próbował ich jeszcze namówić na zmianę decyzji ale bez skutku.
Odszedł z kwitkiem.
Jeszcze tego samego dnia pojawił się zresztą znowu. Tyle, że ciężarówką i w towarzystwie funkcjonariuszy UB.
Tu przerwa na małe wyjaśnienie. W owych czasach istniał ustawowy obowiązek zgłaszania mienia poniemieckiego zastanego lub znalezionego odpowiednim instytucjom, które decydowały czy np. nowy mieszaniec domu może je sobie zatrzymać jak np. meble czy musi je oddać celem centralnego rozdzielenia. W praktyce z owym zgłaszaniem różnie bywało. A skala szabru była ogromna.
Po zerwaniu podłóg, w jednym z pomieszczeń ukazała się druga piwnica, w której był ogrom różnych dóbr. Od drogich mebli, przez bele materiału, rowery, maszyny do szycia, porcelanę, sztućce, komplety pościeli, słowem dobra o ogromnej wartości.
Gospodarze, gdy to zobaczyli dostali podobno rozstroju nerwowego. Gospodyni rwała włosy z głowy, a gospodarz przystąpił do aktu wieszania się, powstrzymany przez funkcjonariuszy UB.
Zmierzchało, kiedy przystąpiono do ładowania wszystkiego na ciężarówkę.
(Zdj. Odszedł w ciemność pobliskiego lasu)

Nasz nieznany przybysz zaś w tym czasie wziął do ręki ową walizeczkę i bez słowa odszedł w ciemność pobliskiego lasu. Zgodnie z obietnicą nikt go więcej nie zobaczył.
A ja…?
A ja długo się zastanawiałem czy nie nadać temu tematowi tytułu „Klątwa czarnej teczki”.

Opowiedziałem tę historię kilku osobom przed laty i owszem budziła ona zainteresowanie. Tyle tylko, że to duby smalone, bajka o żelaznym wilku jak ktoś woli, nic więcej.
Z czasem zacząłem dowiadywać się o funkcjonowaniu tej opowieści w różnych częściach Ziem Odzyskanych. W analogii do pojęcia „urban legend”, można ją nazwać „village legend”
A skoro jesteśmy przy legendzie miejskiej, to mam wiedzę, o funkcjonowaniu powyższej opowieści  w wersji miejskiej. Wiem również, że właściciele ryli, aż miło i nic raczej nie znaleźli, jeśli coś to przez przypadek.

Kto i dlaczego wymyślił tę historię? Nie wiadomo. Może to kaczka dziennikarska, powtarzana w lokalnych gazetach. Może to celowa akcja służb bezpieczeństwa w owych czasach. Rozpowszechniana by obywatele zaczęli szukać na swoich parcelach i wyręczyli tym samym UB/SB, by przy okazji wywołać zazdrosne akty donosicielstwa wśród sąsiadów.
Różne miejsca funkcjonowania tej legendy jednoznacznie wskazują na jej brak wiarygodności, a nam każe podchodzić z rezerwą do różnych przekazów.

piątek, 6 stycznia 2017

Podsumowanie roku 2016

Witając czytelników w Nowym Roku chciałbym podsumować ubiegły. Nie będzie tego wiele, ale będzie to jak zwykle wstawka  tego co nie znalazło się przy postach w innych miejscach.
Zacznijmy zatem od Spaceru po wzgórzu Rolanda… . Każdy kto przeglądał zdjęcia z pewnością zauważył i to poniższe zdjęcie.


Pod kamieniem znajdowała się i sztuczna róża i nieopodal ogarki świec. Kto i dlaczego zapala tam świeczki i pozostawia kwiaty pozostaje dla mnie zagadką.

Teraz odnośnie znaków na drzewach. Podobne znaki w kształcie litery X napotkałem w zupełnie innym miejscu (zdjęcie poniżej). Dziwne jednak jest to, że znajdują się w niemalże jednakowym położeniu drzewa, jeśli chodzi o kierunek geograficzny. Wyklucza to chyba przypadkowe ich pochodzenie, a wskazuje raczej na rękę specjalisty np. leśnika.



 Około lipca – sierpnia uzyskałem informację, że mój blog znalazł się na liście najbardziej poczytnych na świecie w rankingu prowadzonym, na rzecz platformy blogspot. Pomijając fakt, że lista jest dość długa oraz działalność bootów mniej lub bardziej pożądanych, to jest to niewątpliwa zasługa i czytelników, którym dziękuję. Jest t również o tyle zaskakujące, że w nawale „skomercjalizowanych” blogów o modzie, urodzie czy gotowaniu ludzie czytają i takie pozycje jak mój blog. Ponieważ zaś z powodów opisanych w poście o złotym pociągu z 10.09.2015 r. postanowiłem ograniczyć nieco opisywanie pewnych miejsc to postaram się opisywać więcej o właściwościach kulinarnych roślin rodzimych, czy ich wartościach leczniczych.

(Zdj. Chyba podobna tematyka będzie nieco bardziej uwidoczniona  w tym blogu)

Oczywiście całkowicie nie zamierzam zaniedbać tematyki historycznej lub eksploracyjnej. 

 Pisałem już o prądach wstępujących nad doliną rzeki Regi i zdjęcie poniżej jest zachętą do baczniejszej obserwacji chmur, a może nawet wycieczek amatorów prowadzenia obserwacji chmur.
Chmura wyglądająca soczewkowato z owiniętym szalem wokół niej.

Na koniec niezbyt optymistycznie to zdjęcie poniżej postanowiłem zatytułować „Pomniki władzy,słuchającej społeczeństwa”. Oczywiście słuchającej inaczej. Ani nie spadł przez to poziom bezrobocia, ani nie przyciągnęło to turystów, ani nie poprawiło walorów krajobrazowych, energia elektryczna nie staniała bo inwestycje zwrócą się za 900 lat (artykuł o szkodliwych wiatrakach ). 


Miejmy nadzieję, że to koniec takich i podobnych „inwestycji”.
Czego też wszystkim życzę wraz z Życzeniami Dosiego 2017 Roku.