Polecany post

Łobeski odcinek "Odry".

       D ziało się to w okupowanej Warszawie, zaraz po świętach wielkanocnych roku 1941. Mężczyzna przebywający w jednym z zakonspirowan...

wtorek, 5 września 2017

Na św. Wawrzyńca

Mało kto dzisiaj wie, że ten święty Kościoła Katolickiego obchodzący swoje święto 5 września, jest również patronem poszukiwaczy. Być może za sprawą Graala, którego był opiekunem i uratował wysyłając w tajemnicy swoim rodzicom i ów święty Graal jak wiadomo jest bezskutecznie poszukiwany do dzisiaj.
W niniejszym poście przedstawię znaleziska pierwszych lat powojennych. To co znajdowały głównie dzieci w opuszczonych domach, co przynosiły i co pozostało do dzisiaj. Zostały mi wypożyczone celem udokumentowania fotograficznego. Za studio posłużyło pudełko. Historię niektórych spróbuję opisać pod zdjęciami. Znaleziska wróciły już do właścicieli więc bardziej szczegółowych zdjęć nie będzie. 
Przedstawione przedmioty zdają się przeczyć tezie jakoby Polacy szabrowali co się dało z  Ziem Odzyskanych. Większość z przedstawionych to wynik dziecięcego buszowania po pustych już domach. Czasem efekt tego co zastano w opuszczonym domu. 


  Zwykła lampka oliwna, pozbawiona mosiężnej osłonki i knota. Dziś służąca za flakonik.


  Zwykłe solniczki, choć wiekowe służą nadal.


  I kolejna solniczka.


  Prawdopodobnie kolejna solniczka  w kształcie liścia, choć jak widać uszkodzona.


  Niewielkich rozmiarów popielniczka.


  Dosyć ciekawy kolorystycznie wazon na kwiaty.


  I kolejna solniczka.


  Ten przedmiot był traktowany jako ozdóbka. Właściciele byli nieco zdziwieni, gdy wyjaśniłem co to jest. Jest to podstawka pod sztućce, kiedy potrzebujemy w trakcie posiłku odłożyć łyżkę, widelec bądź nóż. Niestety reszty kompletu nie ma.


  Ozdobna muszla, jak widać uszkodzona. Zapewne czyjaś pamiątka znad morza, zastawiona  w zawierusze wojennej.


  Jakaś szklana podstawka niewiadomego przeznaczenia. Pełniła funkcję popielniczki, chociaż mi osobiście bardziej pasuje albo do kolejnej solniczki albo jako podstawka pod jajko, choć pod tym ostatnim względem ma ciut za duże rozmiary.


  Ten przedmiot chyba nie wymaga wyjaśnień.



  Awers i rewers naściennego pojemnika na kwiaty. Nadaje się jednak najwyraźniej do kwiatów suszonych lub sztucznych.


  Jakiś flakonik. Być może po perfumach lub lekarstwach. Trudno dziś zgadnąć jego przeznaczenie.


  Zwykły barwny kieliszek. Nie wiadomo jednak, czy był wyposażeniem domowym, czy jakiejś restauracji.


  Znalezisko własne. Ceramiczne kapsle z butelek po piwie browarów łobeskich. Jedna zatyczka nie oznaczona, niewiadomego pochodzenia.


  Również znalezisko własne. Tak kiedyś były ochraniane przewody elektryczne wchodzące do domów. Choć podobnie chroniono przewody telefoniczne.


  Ten przedmiot stali czytelnicy znają. Opisywałem jako część powszechnie stosowanej łyżeczki w obozach jenieckich. I rzeczywiście, miejsce jej znalezienia pokrywa się z bliskością obozu.



  Ten widelec widoczny na obu powyższych zdjęciach jest o tyle ciekawy, że jest to element niezbędnika armii brytyjskiej. Nie wiadomo czy "zdobył" go jako trofeum jakiś żołnierz niemiecki i został w Łobzie dopiero odnaleziony, czy też Sowieci wspaniałomyślnie obdarzyli nim na odjezdne repatriantów z Syberii, zwłaszcza, że należy do rodziny byłych Sybiraków.


  Zwykły prosty rondel. Według relacji błyskawicznie się na nim zagotowuje cokolwiek.

Reasumując. Warto zaznaczyć,  co wynika z wielu rozmów, że rodziny przesiedlane tu z kresów częstokroć  wręcz brzydziły się nieuzasadnionym szabrownictwem. Ludzie ci po prostu brali akurat to co im było potrzebne i z czego zostali często ograbieni w trakcie podróży. Ograbieni z tego co mieli, pozbawieni dorobku całych pokoleń, wypędzeni, zmuszeni do opuszczenia swoich stron, sami nie chcieli przykładać ręki do grabieży. To bardzo piękna postawa kresowiaków, o której warto wspominać. 


Źródła: