Polecany post

Łobeski odcinek "Odry".

       D ziało się to w okupowanej Warszawie, zaraz po świętach wielkanocnych roku 1941. Mężczyzna przebywający w jednym z zakonspirowan...

niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie 2017

Podsumowanie roku 2017 zaczynam oczywiście od planowanej książki, mającej być wspólną pracą kilku zapaleńców. Z czasem nastała cisza wokół projektu no i najwyraźniej nic z tego nie wyszło. Zresztą rozmawiając z kolegami próbującymi tworzyć podobne prace zbiorowe, jest to zjawisko nagminne. Żeby była natomiast jasność: Nie mam do nikogo pretensji, ani żalów. Po mojej stronie, powstały różne teksty, które mam nadzieję jakoś tam wykorzystać. Ciekawostką może być fakt, że drugowojenna historia pewnego człowieka mogłaby mi posłużyć za kanwę do kilku książek sensacyjnych. Tym ciekawszych, że pisanych przez życie.

Następny akapit miał powstać jako osobny post. Postanowiłem jednak oszczędzić czytelnikom pewnych obrzydliwych widoków ale piszę jako podtytuł, ku przestrodze.

Pekape czyli używając języka bydgoskich kabareciarzy Pięknie Kretyni Pięknie.

To pod adresem pseudoekologów, którzy swoją działalnością doprowadzają do zachwiania równowagi gatunkowej w przyrodzie.
Pisałem (TUTAJ) o spotkaniu ze żmiją zygzakowatą. Wracając w tym roku z grzybobrania natknąłem się na nowo powstałej szosie biegnącej od ul. Węgorzyńskiej w kierunku ul. Rapackiego na rozjechaną żmiję zygzakowatą. Nadmierna ochrona tego gada zaowocowała szybkim jego rozprzestrzenianiem. Wszystkim ekoterrorystom życzę z nowym rokiem aby zagnieździły się na ich posesjach – takie przypadki znam z terenu powiatu łobeskiego. A przecież tego dnia widziałem w tamtej okolicy dużo rodzin z małymi dziećmi, w pobliżu powstają ludzkie siedziby, nie można dopuszczać do rozprzestrzeniania się nadmiernej ilości gatunków, z których pożytek jest wątpliwy. Szczepionek brak, natomiast objęcie żmii tylko ochroną częściową jest nieco za późne.

(Zdj. Tak wygląda okolica i dogodny teren bytowania tego gatunku.)

 Na zdjęciu okolice tamtego miejsca, dawniej ludzie mieli tam niewielkie poletka uprawne, więc dla takich gatunków nie było tam miejsca, dziś mają dogodne warunki bytowania.

Zmieniając tematykę. Kupa kamieni i zrównany ciekawy krajobrazowo teren.

(Zdj. Teren uszykowany pod wątpliwą inwestycję.)
Tak uszykowano grunt zapewne pod budowę niepotrzebnego nikomu wiatraka. O takich inwestycjach wiatrakowych, również pisałem.

Przejdźmy teraz do nieco lżejszych tematów.


Widoczne na zdjęciu zarośnięte miejsce ze stojącą wodą być może zwiastuje odradzanie się środowisk wodnych w miejscach dawnych stawów, które zostały zlikwidowane. Jaka będzie ich przyszłość czas pokaże.

Z tematyki eksploracyjnej:



Gruzowiska na obydwu powyższych zdjęciach  i resztki kuchni kaflowej, znajdujące się za siatką chroniącą leśne nasadzenia są najwyraźniej pozostałością po starej poniemieckiej cegielni.  Budynki te jeszcze przed II Wojną Światową były ruiną.

Bardzo ciekawy obraz leczniczej działalności dzięcioła. Dotyczy on buka rosnącego w pobliżu wzgórza Rolanda.



Co do tematów poruszanych w przyszłym roku, to ciężko mi cokolwiek planować. Miejsca historyczne jeśli będą opisywane to w taki sposób, by uchronić je przed domorosłymi eksploratorami. Co do tematyki tego bloga chyba niewiele się jednak zmieni.

Szczęśliwego Nowego Roku.


czwartek, 7 grudnia 2017

Tajemniczy obiekt

Okazuje się, że można bywać w pewnych miejscach, ale dopiero po latach dostrzec coś co zastanowi człowieka na dłużej. Tak też było i w tym przypadku. Światło i wilgoć sprawiły swoje.
Na jednym z kamieni dostrzegłem dziwne znaki. Są one chyba zbyt regularne żeby były wyżłobieniami naturalnym. Zainteresowawszy się otoczeniem dostrzegłem z kolei kamienie ułożone półkoliście. Czy to pozostałość starego traktu, czy coś innego nie wiem. Obiekt jest położony zbyt daleko od wzgórza Rolanda, by był jego częścią.
Dodam też, że Łobeska Fundacja Archeologiczna po chwilowym zainteresowaniu straciła jakoś zapał, ale na razie nie podam lokalizacji. Napiszę jedynie, że kamienie zostały odsłonięte dawno temu przez poniemieckie wyrobisko pożwirowe, których pełno jest na ziemi łobeskiej.

(Zdj. Widok regularnych kształtów na kamieniu)

(Zdj.Zaznaczyłem, gdyby ktoś miał trudności z odnalezieniem ich na poprzednim zdjęciu)

(Zdj. kamienie ułożone w dziwny półokrąg. Czy wyznaczały jakiś trakt, czy były czymś innym?)

niedziela, 15 października 2017

Co innego czytam, co innego widzę

Kończący się już sezon zbiorów owocu czarnego bzu, skłonił mnie do następującej refleksji:
Nie pamiętam już, w którym numerze kwartalnika „Echa leśne” znalazł się artykuł poparty specjalistycznymi wypowiedziami leśników o potrzebie zachowywania i wręcz nasadzeń drzew owocowych w lesie.  Drzewa te jako pożytek dla ptaków są ponoć nieodzowne. Tymczasem wędrując sobie po dawnej żwirowni w kierunku m. Unime natknąłem się już wiosną przy okazji przygotowywania materiału o „starorzeczach” na wycięty czarny bez. W dniu 30 września 2017  ten wycięty czarny bez, nadal leży sobie odłogiem (ciekawe co na to przepisy).


(Zdj. Foto z 30 września b.r. ścięty bez dalej leży od wiosny)

 Bez ścięty, nie skorzystał z niego w sezonie człowiek i ten co go ściął jako materiał opałowy i ewentualny zbieracz owoców, nie skorzystały z niego kosy, drozdy, szpaki, zięby, muchołówki czy kapturki. Skorzystały zapewne korniki i inne szkodniki lasu zagnieżdżające się w powalonych drzewach.

wtorek, 5 września 2017

Na św. Wawrzyńca

Mało kto dzisiaj wie, że ten święty Kościoła Katolickiego obchodzący swoje święto 5 września, jest również patronem poszukiwaczy. Być może za sprawą Graala, którego był opiekunem i uratował wysyłając w tajemnicy swoim rodzicom i ów święty Graal jak wiadomo jest bezskutecznie poszukiwany do dzisiaj.
W niniejszym poście przedstawię znaleziska pierwszych lat powojennych. To co znajdowały głównie dzieci w opuszczonych domach, co przynosiły i co pozostało do dzisiaj. Zostały mi wypożyczone celem udokumentowania fotograficznego. Za studio posłużyło pudełko. Historię niektórych spróbuję opisać pod zdjęciami. Znaleziska wróciły już do właścicieli więc bardziej szczegółowych zdjęć nie będzie. 
Przedstawione przedmioty zdają się przeczyć tezie jakoby Polacy szabrowali co się dało z  Ziem Odzyskanych. Większość z przedstawionych to wynik dziecięcego buszowania po pustych już domach. Czasem efekt tego co zastano w opuszczonym domu. 


  Zwykła lampka oliwna, pozbawiona mosiężnej osłonki i knota. Dziś służąca za flakonik.


  Zwykłe solniczki, choć wiekowe służą nadal.


  I kolejna solniczka.


  Prawdopodobnie kolejna solniczka  w kształcie liścia, choć jak widać uszkodzona.


  Niewielkich rozmiarów popielniczka.


  Dosyć ciekawy kolorystycznie wazon na kwiaty.


  I kolejna solniczka.


  Ten przedmiot był traktowany jako ozdóbka. Właściciele byli nieco zdziwieni, gdy wyjaśniłem co to jest. Jest to podstawka pod sztućce, kiedy potrzebujemy w trakcie posiłku odłożyć łyżkę, widelec bądź nóż. Niestety reszty kompletu nie ma.


  Ozdobna muszla, jak widać uszkodzona. Zapewne czyjaś pamiątka znad morza, zastawiona  w zawierusze wojennej.


  Jakaś szklana podstawka niewiadomego przeznaczenia. Pełniła funkcję popielniczki, chociaż mi osobiście bardziej pasuje albo do kolejnej solniczki albo jako podstawka pod jajko, choć pod tym ostatnim względem ma ciut za duże rozmiary.


  Ten przedmiot chyba nie wymaga wyjaśnień.



  Awers i rewers naściennego pojemnika na kwiaty. Nadaje się jednak najwyraźniej do kwiatów suszonych lub sztucznych.


  Jakiś flakonik. Być może po perfumach lub lekarstwach. Trudno dziś zgadnąć jego przeznaczenie.


  Zwykły barwny kieliszek. Nie wiadomo jednak, czy był wyposażeniem domowym, czy jakiejś restauracji.


  Znalezisko własne. Ceramiczne kapsle z butelek po piwie browarów łobeskich. Jedna zatyczka nie oznaczona, niewiadomego pochodzenia.


  Również znalezisko własne. Tak kiedyś były ochraniane przewody elektryczne wchodzące do domów. Choć podobnie chroniono przewody telefoniczne.


  Ten przedmiot stali czytelnicy znają. Opisywałem jako część powszechnie stosowanej łyżeczki w obozach jenieckich. I rzeczywiście, miejsce jej znalezienia pokrywa się z bliskością obozu.



  Ten widelec widoczny na obu powyższych zdjęciach jest o tyle ciekawy, że jest to element niezbędnika armii brytyjskiej. Nie wiadomo czy "zdobył" go jako trofeum jakiś żołnierz niemiecki i został w Łobzie dopiero odnaleziony, czy też Sowieci wspaniałomyślnie obdarzyli nim na odjezdne repatriantów z Syberii, zwłaszcza, że należy do rodziny byłych Sybiraków.


  Zwykły prosty rondel. Według relacji błyskawicznie się na nim zagotowuje cokolwiek.

Reasumując. Warto zaznaczyć,  co wynika z wielu rozmów, że rodziny przesiedlane tu z kresów częstokroć  wręcz brzydziły się nieuzasadnionym szabrownictwem. Ludzie ci po prostu brali akurat to co im było potrzebne i z czego zostali często ograbieni w trakcie podróży. Ograbieni z tego co mieli, pozbawieni dorobku całych pokoleń, wypędzeni, zmuszeni do opuszczenia swoich stron, sami nie chcieli przykładać ręki do grabieży. To bardzo piękna postawa kresowiaków, o której warto wspominać. 


Źródła:

niedziela, 27 sierpnia 2017

Złoto łąk i nieużytków

Kiedy Kiedy łąki witają nas nitkami babiego lata i ścielącymi się na trawach kępami pajęczyn, jest to ostatni dzwonek dla spóźnialskich zbieraczy, by zabrać się za zbiory ziela o tyle pospolitego, co niezwykłego. Mogą bowiem nadejść wrześniowe słoty, choć i tegoroczne lato nas nie rozpieszczało, a takich warunków zbierania ta roślina nie lubi.

(Zdj. Znak późnego lata i pora na ostatnie zbiory ziela)

Dziurawiec zwyczajny, bo o nim będzie mowa w tej krótkiej wzmiance zwany też zielem świętojańskim, rosnący na łąkach właśnie, nieużytkach, nasłonecznionych stokach pagórków kwitnący od czerwca do września jest rośliną o tak wielorakim zastosowaniu, że do szerszego zapoznania się odeślę czytelnika do linków i tekstów źródłowych.
Dziurawiec zbierany od czerwca do początku września ścinany na ok 1/3 wysokości łodygi licząc od góry działa na nasz organizm oczyszczająco z toksyn, żółciopędnie i moczopędnie, chroni wątrobę, na zewnątrz odkaża skórę przy zranieniach, a także trądziku. Posiada doskonałe właściwości jako lek antydepresyjny. Jako lek stosowany może być przy kamicy moczowej, schorzeniach dróg moczowych i żołądka, również przy pospolitych przeziębieniach.

(Zdj. Dziurawiec zwyczajny)

Po przepisy dotyczące sporządzania odwarów, nalewek lub olejów z dziurawca odeślę czytelników do linków na końcu wpisu. Po zebraniu powinien być jak najszybciej przeniesiony celem suszenia, lub w przypadku sporządzania oleju poddany temu zabiegowi. Suszymy go w miejscach zacienionych, jeśli chodzi zaś o przechowywanie to z własnego doświadczenia polecałbym przechowywanie w płóciennych lub papierowych torebkach.
Osoby stosujące terapię dziurawcem powinny unikać opalania się i dłuższego przebywania na słońcu, osoby ze skłonnościami do uczuleń powinny jednak konsultować taką terapię z lekarzem, szczególnie jeśli stosujemy dziurawiec na bazie alkoholu lub oleju.
Pomimo możliwych działań ubocznych, naprawdę warto zainteresować się tym bardzo skutecznym i wszechstronnym zielem.

Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dziurawiec_zwyczajny
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/wlasciwosci-i-zastosowanie-dziurawca-przepis-na-napar-z-dziurawca_39851.html
https://www.spirulina.pl/rosliny-swiata/dziurawiec/dziurawiec-zwyczajny-dzialanie-zastosowanie-i-skutki-uboczne.html
http://www.naturalneoczyszczanie.pl/2011/10/dziurawiec-naturalne-oczyszczanie/
Irena Gumowska „Deptane po drodze” Wydawnictwo PTTK, Warszawa 1989;
Dr Artur Dziak, mgr Barbara Kuźnicka „Zioła lecznicze (zbiór i zastosowanie)” Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1960;
Jadwiga Kwaśniewska, Krystyna Mikołajczyk „Zbieramy Zioła” Wydawnictwo Akcydensowe, Warszawa 1986


piątek, 30 czerwca 2017

"Ziemia Łobeska - ludzie i historia"

Miło mi poinformować szanownych czytelników, że zostałem zaproszony do współtworzenia albumu  pod roboczym tytułem: "Ziemia Łobeska - ludzie i historia".
 W związku z tym mam ogromną prośbę do wszystkich osób odwiedzających mój blog, które chciałyby się podzielić zarówno wiedzą jak i posiadanymi dokumentami, fotografiami, wspomnieniami swoich krewnych, o udostępnienie swojej wiedzy i pozostawienia jej dla potomnych. 
Formularz kontaktowy znajduje się z prawej strony bloga. Tu można omówić szczegóły związane z przekazaniem materiałów.
Co do tematyki, to interesuje nas dosłownie wszystko, nawet pozornie błahe informacje mogą okazać się ważne.
W związku z powyższym proszę również o wyrozumiałość, jeśli chodzi o nowe tematy, choć postaram się ich nie zaniedbać.

Za wszelką pomoc udzieloną przy tworzeniu książki w imieniu współuczestników projektu serdecznie z góry dziękuję.

niedziela, 4 czerwca 2017

Książka, jakiej nie było

Wreszcie trafiła do mnie książka autorstwa Kazimierza Rynkiewicza „To nie był ten sam człowiek”
z podtytułem: "POWRÓT ŻOŁNIERZY ARMII ANDERSA do rodzin sybirackich osiedlonych w powiecie łobeskim".


Od razu należy podkreślić, że jest to praca, której nikt w regionie dotąd nie odważył się wykonać.
Autor w swoim ponad 350 stronicowym opracowaniu przedstawia historię rodzin żołnierzy wspomnianej armii, ich drogę do wojska i losy powojenne, głównie dotyczy to osób wywiezionych na Syberię, ale nie tylko. Późniejszych mieszkańców powiatu łobeskiego, byłego jak i obecnego.
Oczywiście, jak twierdzi autor, nie do wszystkich udało mu się dotrzeć, nie wszystko opisać niemniej jednak jest to nowatorska praca opisująca historię mieszkańców powiatu, którą nieprędko uda się komuś powtórzyć, o ile ktoś w ogóle się na to zdobędzie.
Pozycja, którą na pewno warto mieć w swoich zbiorach.

(Zdj. Spotkanie w Łobeskim Domu Kultury 18.05.2017 "Łobzianie w Bitwie pod Monte Cassino)
Bardzo niemiłym zgrzytem natomiast w historii istnienia tej książki jest według mnie brak zainteresowania lokalnego rynku księgarskiego dystrybucją książki. Z dziwnych powodów wolą księgarze wystawiać na witrynach wspomnienia Niemców opisujących swój Heimat, niż publikację opisującą losy być może ich sąsiadów. Może jeszcze jacyś lokalni kioskarze lub sklepy papiernicze zdobędą się na odwagę i dystrybucję książki.
Myślę, że autor się nie obrazi, gdy przedstawię kontakt mailowy do niego zawarty zresztą w książce.
kazikrynkiewicz(at)gmail.com

środa, 31 maja 2017

Starorzecza

Powstałe na skutek naturalnych zmian, bądź celowego działania człowieka regulującego meandrujące rzeki, zawsze są bogatym środowiskiem pod względem flory i fauny. Nie wiem czy, te które przedstawię, występujące we fragmencie doliny Regi zostały gruntownie zbadane naukowo. Jednak sądzę, że mogą być bardzo wdzięcznym obiektem obserwacji amatorskich. Na pierwszy rzut oka wyglądają niepozornie i dobrze, że jak wiele innych nie podzieliły losów  im podobnych, które zostały wykorzystane np. jako wysypiska śmieci.



Te pokazane wraz z innymi oczkami leśnymi mimochodem pełniły jeszcze inną rolę. Mianowicie w chudych latach powojennych, gdy nie było dosłownie niczego, pierwsi osadnicy zajmujący skrajne zabudowania miasta znajdowali na strychach lub w innych pomieszczeniach gospodarczych, różnego rodzaju sieci rybackie. Ich występowania domyślili się, gdy odkryli pobliskie okolice. No i zaczęło się. Łapane tym sposobem ryby (władze przymykały oko na ten proceder) służyły za uzupełnienie diety i jako waluta wymienna, którą można było wymienić za potrzebne rzeczy, w tym inne jedzenie. Inna funkcja starorzeczy to rzęsa wydobywana z nich służyła za paszę dla zwierząt hodowlanych. Tak oto dźwigano się z wojennej pożogi wykorzystując też to co dawała natura i otoczenie. Potem ich zadania, o których jest mowa stopniowo zanikały. Najpierw malała skala kłusownictwa, przenosząc się na inne rejony, potem i ludzie coraz mniej przestali być zainteresowani paszą dla zwierząt, choć korzystano, owszem, lecz marginalnie.


Te prezentowane znajdziemy przy szlaku rowerowym „Doliną rzeki Regi”.

Linki:


sobota, 6 maja 2017

Mniszek lekarski

Wprawdzie spokrewniony z sałatą, jest traktowany mocno po macoszemu. Przez działkowców i rolników traktowany jako chwast. Przez właścicieli trawników, jako zbędny i niepożądany ozdobnik, ścinany bez żalu.
Jest jednak o tyle nietuzinkową rośliną, że warto mu poświęcić nieco uwagi.
Mniszek pospolity zwany mniszkiem lekarskim, dmuchawcem, mleczem, męską stałością, będzie bohaterem niniejszego wpisu.


Rzadko już występuje jako roślina pastewna dla królików czy drobiu, choć kiedyś na przednówku był zjadany równie chętnie przez ludzi. Od dawna też występował w medycynie ludowej. Dzisiaj warto również sięgać po niego jako źródło witamin i roślinę o dobroczynnym działaniu leczniczym.
Na organizm człowieka działa żółciopędnie, pobudza trawienie. Ma dobroczynne działanie w przypadku ogólnego osłabienia, w zaburzeniach przewodu pokarmowego, schorzeniach wątroby czy kamicy żółciowej. Warto go też stosować przy uporczywym kaszlu i bólu gardła.
Stosunkowo niedawno odkryto wręcz rewelacyjne działanie korzenia mniszka przy leczeniu raka (niszczenie komórek rakowych nawet w ciągu 48 godzin). Oczywiście nie jest to namowa do całkowitej rezygnacji w przypadku tak groźnej choroby z leczenia medycyną konwencjonalną, jednak warto go stosować równolegle. Pamiętać należy jedynie, że korzeń zbiera się jesienią, uważając by nie był uszkodzony lub nie zawierał na sobie kropel wody.


Z ogólnych zaleceń odnośnie zbierania poszczególnych części rośliny w celach leczniczych obowiązują te same zasady, co do zbierania innych ziół. A więc dbałość o higienę własną, zbieramy rośliny do koszy, nie do reklamówek czy wiader, nie zbieramy w miejscach, gdzie dokonywano oprysków, najlepiej z dala od większych siedzib ludzkich, zakładów przemysłowych, dróg, torów kolejowych itp. Obowiązuje też zasada zbierania tylko jednego surowca, by nie mieszać ze sobą poszczególnych roślin w sposób niepożądany.
Zachęcam do zapoznania się z linkami na końcu tekstu i poszukiwań źródeł wiedzy na własną rękę.

Źródła:
 „Zioła lecznicze” (zbiór i zastosowanie).  Dr Artur Dziak, mgr Barbara Kuźnicka. Wyd. Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich Warszawa 1960
„Zbieramy zioła”  Jadwiga Kwaśniewska, Krystyna Mikołajczyk
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mniszek_pospolity

http://www.poradnikzielarski.pl/ziola-lecznicze/mniszek-zabija-zly-cholesterol-poprawia-poziom-cukru-we-krwi.html

http://www.panacea.pl/articles.php?id=40

http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/mniszek-lekarski-pospolity-wlasciwosci-i-zastosowanie-syropu/dvpqpf

http://dobrewiadomosci.net.pl/8891-naukowcy-z-kanady-odkryli-rosline-ktora-zabija-komorki-raka-w-48-godzin/

http://zielonydetox.superoczyszczanie.pl/2016/04/19/korzen-mniszka-lekarskiego-skuteczniejszy-chemioterapii/

środa, 26 kwietnia 2017

Inwestycje

ostatnio na łamach łobeskiej prasy lokalnej ukazała się informacja, iż na terenie Kostrzyńsko – Słubickiej Strefy Ekonomicznej, ani w bezpośrednim zasięgu oddziaływania, nie znajdują się obiekty zabytkowe. Dla osób nie znających topografii Łobza wyjaśnię, że jest to teren położony w sąsiedztwie miasta przy drodze prowadzącej z Łobza do Drawska Pomorskiego. Uznać, należy tezę przytoczoną w prasie za prawdziwą.

(Zdj. Jeszcze nieco księżycowy krajobraz prowadzonej inwestycji.)

 Niekoniecznie jednak musi ona oznaczać, że nic tam nie ma.
Jeszcze w latach 80 ubiegłego wieku prowadzono nieopodal opisywanego miejsca inwestycję związaną z położeniem gazociągu mającego dostarczać gaz ziemny do Łobza. Wtedy to doszła mnie informacja, o wykopaniu przez robotników pracujących przy wykopie jakiegoś miecza.
Oczywiście w toku przekazywania informacji z ust do ust ten miecz, choć sam zardzewiały, stał się wysadzany drogimi kamieniami szlachetnymi. O podejściu do takich informacji pisałem już w „Legendzie o domku za wsią” (zwłaszcza, że miecza, ani znalazcy nie widziałem na oczy).

(Zdj. To w wykopie prowadzącym do tego miejsca podobno odnaleziono miecz. W którym miejscu nie wiadomo.)

Chodzi wszakże o inny aspekt zjawiska. Przy okazji różnorakich inwestycji warto czasem przyjrzeć się temu co ukazują wykopy. Przypomnijmy choćby fakt przypadkowego odnalezienia w Łobzie monet rzymskich z okresu handlu z cesarstwem, z późniejszych okresów historycznych warto nadmienić Łobez, jako miasto pograniczne między Księstwem Pomorskim, a Nową Marchią, a takie tereny pogranicza, zawsze obfitują, w wiele ciekawostek. Miejsca prowadzenia inwestycji, rozbiórek, przebudowy powinny być w zasięgu zainteresowania Łobeskiej Fundacji Archeologicznej, a jeśli nie jej, to czy nie warto pomyśleć o daniu większej szansy pasjonatom – amatorom, zamiast wyjmować poszukiwaczy spod prawa. Zwłaszcza chodzi tu, o tych ludzi poważniejszych, dla których znalezisko, nie będzie sumą uzyskaną na portalu aukcyjnym, ale skłonni są do dzielenia się z resztą społeczeństwa.

(Zdj. Dojście do wspominanego miejsca od strony polnej drogi między ul. Podgórną a Boninem. Dawne "Stogi". Miejsce składowania lnu. Kiedyś tu stały nawet szlabany.)

niedziela, 5 marca 2017

Znaleziona książeczka

Znaleziona dość przypadkowo broszura „Baterie w niebezpieczeństwie”, bo taki tytuł nosi książeczka autorstwa Juliusza  Malczewskiego* z popularnej niegdyś serii przeznaczonej raczej dla młodzieży, wydana nakładem wydawnictwa MON Warszawa 1979r. Nr 19/79. Niech posłuży jako przyczynek do wspomnień z wydarzeń 6 marca 1945r.

(Zdj. Okładka)

Na stronach 53-63 jest wzmianka o walkach  prowadzonych wspomnianego dnia  przez 43 pułk Artylerii Lekkiej w Łobzie i jego bezpośredniej okolicy.
Powiedzmy sobie szczerze. Opis nie jest zbyt precyzyjny, brak choćby odniesień do zbiorów Centralnego Archiwum Wojskowego, jak to miało czasem miejsce w broszurach tej serii, niedokładności geograficzne (choćby wzmiankowany tor kolejowy do wsi Bonin), najmocniej uwypuklony został udział w walkach oficerów politycznych.

(Zdj. Pomnik upamiętniający tamte wydarzenia)

Po prostu zgodnie z oczekiwaniami propagandowymi tamtych czasów należało pisać, jakim to bohaterstwem wykazywali się oficerowie polityczni. Często byli to ludzie nazywani przez kombatantów POP (Pełniący Obowiązki Polaka). Najjaskrawszym tego przykładem jest oficer polityczny, porucznik Aleksander Segal poległy pod Łobzem w dniu 6 marca 1945 r i wzmiankowany w książeczce kilkukrotnie. Doczekał się też w Łobzie swojej ulicy, choć bardzo wątpliwe czy był nawet Polakiem. Jak zginął? Różne opowieści słyszałem na temat jego śmierci. Począwszy od tego że zabili go sowieccy żołnierze w … ramionach jakiejś Niemki gdyż pozostali zbyt długo musieli czekać, by „przekonywać ją do zalet komunizmu”. Jest to chyba jednak wymysł. Najbardziej powszechną jest ta wzmiankowana w omawianej książce jakoby Segal na czele żołnierzy przybiegł od strony szosy na pomoc zagrożonej baterii dział. Ja jednak usłyszałem inną wersję, chociaż zastrzegam, że pochodzi ona z kolejnych przekazów ustnych, brzmi jednak dość prawdopodobnie. Pierwotnie wiedzę tę przekazał jeden z byłych robotników przymusowych, który dołączył do wojska w charakterze przewodnika. Rzeczywiście Segal zginął w okolicach obecnego pomnika przy szosie, a raczej bliżej poprzedniego  pomnika – głazu upamiętniającego walki, rzeczywiście nadciągnął od strony szosy, ale wg relacji nadjechał samochodem (najprawdopodobniej Dodge WC), żołnierze siedzieli z tyłu on stał obok kierowcy trzymając się obramowania przedniej szyby. Kiedy skręcili seria karabinowa przeszła w poprzek szyby, Segal osunął się martwy na podłogę, żołnierze zeskoczyli z samochodu ruszając do ataku.
Cóż nie najlepiej świadczy to o jego wyszkoleniu wojskowym, gdy pcha się wyładowanym ludźmi samochodem w środek walki, narażając i życie ludzkie i pojazd, których rozpaczliwie brygadzie brakowało.
Nic nie ma natomiast w broszurce o innym poległym Mieczysławie Niewidziajło. Chyba nie był zbyt wygodny, gdyż pochodził z kresów. Był to syn słynnego Franciszka Niewidziajły, który dokonał w Kołobrzegu aktu zaślubin Polski z morzem. Historia tej rodziny jest tyle romantyczna, co tragiczna. Mieczysław, chciał koniecznie walczyć u boku ojca, jego starania przerwała śmierć pod Łobzem. Jego krewni i znajomi wspominają, że był człowiekiem szaleńczo odważnym i to być może go zgubiło.
Cóż dwie przykładowe postaci, zapewne różne losy i drogi prowadzące w szeregi armii polskiej, choć z dowództwem sowieckim. Pamięć poległym się bezwzględnie należy, gdyż uważam, że w końcu oni też oddali życie za przywrócenie tych ziem Słowiańszczyźnie.
Jednak jeden z nich, choć doczekał ulicy w mieście (czy zasłużenie to inna sprawa), to nie ma o nim żadnej wzmianki choćby w internecie, także na stronach rosyjskojęzycznych, nie wiadomo nawet nic bliżej o jego grobie. Drugi w powszechnej świadomości nie był wspominany przez lata, ale w annałach internetu znajdziemy o nim pełne ciepła wspomnienia rodziny.

(Zdj. Tablica upamiętniająca, niektórych poległych. Zwracają uwagę rozbieżności w nazwiskach**)

Na koniec mała ciekawostka. Link do zdjęcia ze strony herder-institut.de opatrzone niestety znakiem wodnym, nie wiem jak długo będzie dostępne, choć można sobie zakupić odbitkę. Wykonane z niemieckiego samolotu zwiadowczego nad Łobzem w dniu 5 marca 1945. Świadczy to o tym, że walki, które wybuchły następnego dnia, nie były zupełnie przypadkowe.


*Nie należy mylić tego autora z Juliuszem Tadeuszem Tarnawą-Malczewskim.
** I tak nazwisko por Curusia - zastępcy oficera politycznego brygady pisane jest niekiedy jako Córuś, na imię miał najprawdopodobniej Jerzy. W przypadku ppor Niewidziajły sprawa błędnej pisowni nazwiska jest oczywista.

Źródła:

środa, 1 marca 2017

1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych

1marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Niestety w Łobzie zabrakło jakiejkolwiek inicjatywy wspomnienia tych żołnierzy. Żadnego złożenia kwiatów w jakimś symbolicznym miejscu, żadnej przemowy władz lokalnych. Nic.
A przecież i w naszym powiecie i tym dawnym i obecnym  mieszkali i mieszkają ludzie nazywani dziś  wyklętymi. W archiwach prasowych sporo znajdziemy na ich temat. Podobnie z inicjatywami oddolnymi. Brak własnej świadomości, tożsamości?
Jednym słowem szkoda. 


Grafika pochodzi ze źródeł google.

poniedziałek, 27 lutego 2017

Czy ktoś je jeszcze pamięta?

Jeszcze w latach 70 i do połowy 80 XX wieku wyglądały dosyć sensownie. Potem zaczęły podupadać. Mowa o leśnych przeszkodach użytkowanych przez Ludowy Klub Jeździecki „Hubal”, istniejący niegdyś przy Państwowym Stadzie Ogierów Łobez. Występowały niegdyś bardzo licznie w lesie między Świętoborcem a Boninem. Dziś zakrzaczone, zapomniane, przypominają napotykającemu o latach świetności i zakładu zajmującego się hodowlą koni i klubu, który wydał tylu mistrzów Polski i świata.
Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć. Podaję na końcu kilka linków, w tym do stron fotopolski, gdzie zamieszczono ciekawą pocztówkę przedstawiającą właśnie jazdę konną po wzgórzach w okolicy Świętoborca.



(Zdj. Tę przeszkodę konną bez trudu znajdziemy z uwagi na obecność słupka oddziałowego.)


(Zdj. Te belki powyżej najprawdopodobniej miały ułatwić sympatycznym czworonogom wspięcie się na strome skarpy, które przecina na dodatek droga.)

Źródła: