Polecany post

Łobeski odcinek "Odry".

       D ziało się to w okupowanej Warszawie, zaraz po świętach wielkanocnych roku 1941. Mężczyzna przebywający w jednym z zakonspirowan...

wtorek, 8 grudnia 2015

Urban exploration, ruszamy w miejsce już nieistniejące.


Kiedyś wyglądał wspaniale...

opuszczony
porasta trawą
skrzypiące drzwi
zmagają się z wiatrem
mrok w oczodołach
ścian
smutno wylewa łzy
pochylone drzewa
koją samotność
już nie słychać
odgłosów szczęścia
kominek wygasły
spopielił uczucia
dusza umarła
w ruinie
                                                                                     Wiersz Ani

Urban exploration, ruszamy w miejsce już nieistniejące.
Po wyjaśnienie czym jest urban exploration odsyłam do licznych stron internetowych traktujących to zagadnienie. Być może, że pojęcie to jest tu trochę na wyrost, jednak po namyśle zdecydowałem się je tak zatytułować. Wbrew powszechnym zasadom podaję też lokalizację, gdyż eksplorować nie ma już czego. Ewentualni poszukiwacze z wykrywaczami metali, też nie mają tam czego szukać, gdyż z zasady rejony linii kolejowych zakłócają  działanie urządzeń oraz z uwagi na liczne ilości różnych śmieci nie dają im pola do popisu. Ekipy rozbiórkowe zadbały o to zrównując i przeorywując teren. Przystąpmy zatem do opisu.

Kiedyś stał tu dom kolejowy. Nie sfotografowałem go kiedy stał sobie już nie zamieszkały. Dlaczego? O tym za chwilę. Pamiętam go jeszcze od czasu gdy jeździło się na „miejskie” ciuchajką, czyli kolejką wąskotorową. Co ciekawe, na niektórych zdjęciach satelitarnych widnieje do dzisiaj. Nieopodal za nim były założone przez mieszkańców ogródki. 
Owe ogródki musiały być tam już wcześniej, kiedy jeszcze mieszkali tam Niemcy. Z tego co się dowiedziałem po wojnie znaleziono w tych ogródkach zwłoki kobiety i mężczyzny oraz trojga dzieci. Kim byli nie jestem w stanie ustalić nie znając numeracji tego domu. Dlaczego zginęli zwłaszcza dzieci – tego nie wiadomo również.  Miesięcznik „Łobeziak” z maja 2000r. Dzięki uprzejmości jednego z policjantów udostępniających archiwum milicji wspomina o znalezieniu 5 trupów w majątku Łobez. Czyżby chodziło o te same osoby? Na pewno dom znajdował się w okolicy  działań wojennych, nic natomiast nigdy nie wskazywało, żeby był zniszczony. Dom był niewątpliwie domem kolejowym. Osoby tam mieszkające aż tak majętne raczej nie były żeby zginąć z powodów rabunkowych. Chociaż..... .
Kilka lat wstecz kiedy ów dom jeszcze stał. Wracając ze spaceru porozmawiałem sobie na małym miejskim z kolegą on wracał z wędkowania, pojechał w swoją stronę, ja zaś ścieżką obok tego domu. Miałem zamiar zrobić kilka zdjęć. Hałas jaki dochodził wówczas z tego domu skutecznie mnie zniechęcił do fotografowania.  Nieopodal stał tam samochód, niebawem zresztą mnie mijał na drodze. Kim był ów mężczyzna i co tam szukał nie wiem. Raczej nie sądzę żeby był zbieraczem cegieł, albo złomu. Czego szukał po opuszczeniu domu przez mieszkańców? Dlaczego zginęła wcześniej rodzina łącznie z dziećmi? Kolejna mała lokalna tajemnica tamtej wojny.


(Zdj. Już nie ma domu)



(Zdj. Na mapach bing.com jeszcze jest widoczny)

(Zdj. Wycinek z miesięcznika "Łobeziak" - najlepiej otworzyć w nowym oknie.)

środa, 4 listopada 2015

Hipoteza na temat Staatsarchiv Stettin.

  Jak mam opisać to miejsce, by zaraz nie ruszyli tam domorośli poszukiwacze, dla których znaleziska będą jedynie wartością, jaką można uzyskać na aukcjach internetowych? Jak posklejać w całość to co zostało mi opowiedziane, a niestety rozmówca już mojej wiedzy nie uzupełni?
Opisane miejsce pozostanie anonimowe, ludzie też.
Zaznaczyć należy, że podnoszone przeze mnie zagadnienie jest tylko jedną z wielu możliwych hipotezą.
Zacznijmy zatem od początku. Wydarzenia nas interesujące zostały zapoczątkowane  14 lipca oraz 13 i 15 sierpnia 1943 roku. Tutaj (klik) możemy przeczytać o okolicznościach ewakuacji części Staatsarchiv Stetin. Zacytujmy tu tylko fragment:
 „14 lipca oraz 13 i 15 sierpnia 1943 roku ze Staatsarchiv Stettin wyjechało łącznie "5 wozów meblowych cennych akt o wielkim znaczeniu historycznym i politycznym". Ich celem był oddalony o 90 km na północny wschód majątek Bonin, gdzie archiwalia miały zostać ukryte w bliżej nieokreślonym miejscu - najprawdopodobniej zakopane w ziemi na terenie zespołu dworsko-parkowego należącego niegdyś do Viktora Poraka”.
 Dalej we wspomnianym artykule jest mowa o zeznaniach bonińskiego autochtona, który opowiedział funkcjonariuszom UB o nocnym postoju ciężarówek i ich porannym wyjeździe. Nie wiedział jednak czy wyjechały puste, czy załadowane.
Zastanówmy się w tym miejscu czy we wspomnianym okresie Niemcy mieli powody by zakopywać swoje archiwa lub dzieła sztuki.
Nie powodów do zakopywania zwłaszcza na wsiach, których alianci nie bombardowali, nie było. W zamyśle niemieckich władz wojska radzieckie nie miały prawa przekroczyć linii Wisły, choć w tym okresie w ogóle o takim prawdopodobieństwie nie myślano. Budowany właśnie Wał Atlantycki miał z kolei zatrzymać zachodnich aliantów na plażach Francji. Kilka dni wcześniej przed wspomnianymi wydarzeniami zaczęła się wprawdzie Operacja Husky, ale lądowanie aliantów na Sycylii niczego jeszcze nie przesądzało.
Idąc tym tropem rozumowania dojdziemy do wniosku, że archiwalia albo zostały złożone w bonińskim majątku lub też czego nie można wykluczyć zdeponowane w łobeskim banku, którego skarbiec był miejscem niezwykle trudnym do zniszczenia. Jest raczej pewne, że we wspomnianym okresie zakopywania bezpośrednio w ziemi nie podejmowano.

(Zdj. Dzisiejsze okolice dawnego łobeskiego banku.)

Ani linia Wisły, ani Wał Atlantycki nie zatrzymały wojsk idących ze wschodu i zachodu.
Przenieśmy się zatem do roku 1945 tuż przed przejściem przez ziemię łobeską frontu.
Zachowanie Niemców typowe dla tego typu działań, wielokrotnie opisywane w literaturze.
Jest noc najprawdopodobniej między styczniem a marcem w jednej z rozrzuconych po powiecie łobeskim wsi. W ciemnościach nocy rozlega się warkot kolumny samochodów. Przywieziona tu na roboty przymusowe kobieta (nazwijmy ją umownie panią X) pomimo surowego zakazu wygląda przez zaciemnione okno¹.
Udaje jej się dostrzec stojące pod lasem ciężarówki oraz wynoszących i zakopujących skrzynie żołnierzy niemieckich. Trudno dziś ustalić do jakiej formacji należeli. Zima wówczas była surowa, więc albo przygotowali grunt pod schowek wcześniej, albo rzeczywiście bardzo im się spieszyło z ukryciem tajemniczego ładunku.
Czyżby to co ujrzała owa kobieta było dalszym ciągiem  zdarzeń związanych z konwojem jadącym w 1943 roku do Bonina w zmienionej już sytuacji wojennej?
Jednak wiedzę tę posiadłem nie tylko ja. Na terenie owej wsi prowadzono poszukiwania wspomnianych skrzyń. Nie mam wiedzy czy robiła to ówczesna SB czy może jednak jacyś eksploratorzy. Nie wiem też kiedy prowadzono owe poszukiwania. Niczego nie znaleziono.
Być może ówczesny sprzęt na to nie pozwalał.
Za tezą o zakopaniu rzeczy niemetalowych przemawia fakt, że wykrywacze metali bo z takim sprzętem szukano nic nie wykazały.
Jakie jeszcze tajemnice kryją ziemie Pomorza, Śląska, Ziemi Lubuskiej lub też Warmii i Mazur?

(Zdj. Co jeszcze kryją takie porozrzucane wsie? - Wieś na zdjęciu nie jest miejscem opisywanym powyżej)

ad1. Niestety nie wiem czy nocowała jak to najczęściej bywało w jakiejś obórce lub chlewiku, czy gospodarze udostępnili jej pokój w swoim domu.

Źródła: Miesięcznik "Odkrywca".  http://fakty.interia.pl/historia/news-tajemnicze-skrzynie-z-archiwum-miasta-stettin,nId,939481
           Opowiadania osób mających wiedzę na ten temat.

czwartek, 29 października 2015

Spotkanie że żmiją zygzakowatą

Wtorkowy poranek 27 października tego roku był dosyć zimny. Poranne przymrozki spowodowały dość silne opadanie liści. Słońce zaś, tego dnia było niezwykle ostre, bez chmur na niebie.
Kiedy przymrozki zaczęły ustępować wybrałem się może nie tyle na grzyby, co bardziej w celach spacerowych.
Idąc pod słońce ujrzałem w pewnym momencie zdrowego jak mi się wydało podgrzybka. Postawiłem obok wiaderko, wyjąłem nóż i przykucając sięgnąłem po grzybka. Coś jednak zwróciło moją uwagę. Przede mną leżała żmija zygzakowata. Była to odmiana jasna, stąd nie zauważyłem jej wcześniej na tle pstrokacizny podłoża spowodowanej przez liście i w świetle jaskrawego słońca.
Sytuacja była dla mnie o tyle nieciekawa, że odległość mojej dłoni od podniesionej już głowy zwierzęcia wynosiła znacznie mniej niż jej długość, którą szacuję na ok. 45 cm. Samo zwierzę, poza wspomnianą podniesioną głową, nie było uszykowane do ataku, być może pomogło mi odrętwienie żmii po porannych przymrozkach. Oczywiście rękę natychmiast cofnąłem, rezygnując z grzybka. Ponieważ zwierząt chronionych nie wolno fotografować (choć od niedawna jest chroniona tylko częściowo), zrezygnowałem z jej dalszego niepokojenia, choćby z dalszej odległości. Na potrzeby tego wpisu wykorzystałem zdjęcia z wiki. Jak zapewne czytelnik się domyśli żmija zachowała życie.
Sytuacja może wydawać się o tyle dziwna, że okres przymrozków trwa już u nas od dłuższego czasu i wspomniany gad już dawno powinien smacznie spać. Z drugiej strony, dawno temu spotkałem w lesie odmianę miedzianoczerwoną w miesiącu grudniu, również po przymrozkach. Jak sobie dobrze przypominam to zima wówczas, choć z występującymi mrozami była bardzo łagodna. Czy tak będzie tym razem? Czas pokaże.

(Zdj. Taką odmianę spotkałem. Źródło:By Highlandtiercel (Own work) [Public domain], via Wikimedia Commons )


(Zdj. Dość dokładne miejsce spotkania tuż za ul. Węgorzyńską obok Brzozowej. Źródło Google maps.)


(Film: Krótki film o pożytkach ze żmii. Źródło: YouTube)

czwartek, 24 września 2015

Co to jest i do czego się przydaje?


Tegoroczny skąpy sezon grzybiarski, może skłaniać wielu ludzi do poszukiwań darów lasu w jego głębszych ostojach. To może prowadzić do zagubień i błądzenia w lesie.
Co zatem robić w takiej sytuacji?
Pomocne mogą się okazać kamienne lub betonowe słupki, które spotykamy w lesie.
Są to słupki oddziałowe, na których umieszcza się numery przylegających oddziałów. Stoją one w południowo – zachodnim narożniku oddziału przy skrzyżowaniu linii oddziałowych.
Zasada jest prosta: Numery uwidocznione na słupku „patrzą” w kierunku oddziału, który wskazują.

(Zdj. Numery wskazujące oddziały)

W nagłym wypadku należy zatem podać odpowiednim służbom numer, w którym się znajdujemy, aby mogły nas w miarę szybko odnaleźć. Narożnik pomiędzy dwoma najniższymi cyframi wskazuje zawsze kierunek północny.

 (Zdj. Narożnik między najniższymi numerami zawsze oznacza kierunek północny)

 
Co do wspomnianych numerów telefonów to oczywiście warto znać numery nadleśnictwa, straży leśnej, czy leśniczego lub też uniwersalny 112. Jeżeli mamy problem z orientacją w lesie warto mijając te słupki zapamiętać numery oddziału, do którego wchodzimy, bądź je sobie zapisać lub utrwalić w telefonie.

 (Zdj. Brak numeru oznacza teren lub las nie będący w posiadaniu Lasów Państwowych)



(Zdj. Gdyby na wierzchu  był namalowany numer oznaczałby on numer obrębu leśnego)


W źródłach poniżej niniejszego tekstu podaję również link do udostępnionych przez Lasy Państwowe map lasów, które można sobie wydrukować lub wgrać na dowolne urządzenie przenośne mające taką opcję. Z pewnością mapy będą pomocne w orientacji na terenie lasu. Również w podanych źródłach można zapoznać się szerzej z sygnalizowaną tym tekstem tematyką.

(Zdj. Na mapie lasu wszystko się zgadza)



Źródła:

Kwartalnik „Echa Leśne” nr 2014 – 03

czwartek, 10 września 2015

Pisać nie pisać czyli złoty pociąg uderza do głów.


Na fali medialnej związanej z rzekomym odnalezieniem tzw. „Złotego pociągu” wzrosło zainteresowanie tematyką eksploracyjną, oraz naszym krajem. Ma to swoje dobre i złe strony.
Niestety muszę poruszyć negatywną część tego zjawiska.
Niedawno odnotowałem na swoim blogu zainteresowanie jednym z poruszanych tematów, przy czym wejścia były z państw europejskich innych niż Polska. Nie chcę posądzać tu obcokrajowców o jakieś kontrowersyjne działania, gdyż mogli to zrobić równie dobrze rodacy ale...
Efekt jak na zdjęciach rozkopane poszycie leśne w kilku miejscach (około dwóch tygodni temu jeszcze tego nie było), wykopane jakieś resztki potłuczonej zastawy stołowej, przy czym nie było możliwości jej identyfikacji oraz pochodzenia z uwagi na brak sygnatur producenta.
Nie sądzę też żeby istniała możliwość znalezienia porcelany przy pomocy wykrywacza metalu.
Możliwości według mnie są następujące:
 - Ktoś zrobił komuś kawał kopiąc w lesie dołki i podrzucając jakieś potłuczone śmiecie porcelanowe.
 - Druga możliwość jest taka, że ktoś rzeczywiście coś w tamtym miejscu schował i wiedział, w którym miejscu szukać, a nieumiejętnie się obchodząc zniszczył te niewiele z pewnością warte zasoby.
 - Trzecia możliwość to taka, że ktoś zaczął ryć w ziemi i został stamtąd przepłoszony – pracownicy leśni są tam częstymi gośćmi.
Dla mnie pozostaje niesmak. Nie po to wspominam miejsca istniejące w przeszłości, żeby ruszali tam domorośli eksploratorzy zwłaszcza niszczący zasoby leśne. Jest to dla mnie tym bardziej przykre, że przygotowywałem więcej wpisów o takich miejscach.
Teraz pozostaje zastanowić się czy warto.

 (Zdj. Czy dla takich "znalezisk" warto niszczyć zasoby leśne?)


(Zdj. To niestety nie jedyny wykop)


niedziela, 30 sierpnia 2015

Susza

Koniec wakacyjnych miesięcy. Osoby, które zaplanowały tegoroczny urlop w sierpniu licząc na grzybobranie pierwszego większego wysypu, mocno się rozczarowały. No chyba, że osoby te miały mniejsze wymagania ilościowe.
Pozostało jedynie podziwiać piękno przyrody, delektować się ciszą, wdychać zapach lasu i świeże powietrze, względnie uprawiać co bardziej aktywne formy wypoczynku.


(Zdj. Przedwcześnie żółknące liście brzóz)






(Zdj. Powyżej efekty tegorocznej suszy)




(Zdj. Roślinność zwiastująca ostatni letni okres)


(Zdj. Jeżyny. Owoce końca lata)


(Zdj. I w taki aktywny sposób można spędzać czas w lasach, choć ten szlak jest akurat trudny)

czwartek, 11 czerwca 2015

Zanim (być może) zniknie na zawsze.


  Schemat przeważnie jest taki sam. Najpierw pojawia się napis „Obiekt wyłączony z eksploatacji wstęp wzbroniony” lub coś podobnego, potem obiekt znika bezpowrotnie.
Kolejowa wieża ciśnień w Łobzie bo o niej mowa stała się już jakiś czas temu takim obiektem. Zaistniał wprawdzie cień szansy, że ocaleje, gdyż jak podaje jedna z gazet lokalnych „gmina ma zamiar przejąć teren od szlabanu do szlabanu”. Wypada mieć nadzieję, że nie zostanie przy okazji otulona styropianowym ociepleniem i nie będzie świecić z daleka barwami w kolorze majtek plażowych, a zachowa swoją pierwotną zewnętrzną powłokę.
Sama wieża powstała ok. 1938 roku i zastąpiła poprzednią zbudowaną w roku 1906. Nieco więcej można się dowiedzieć o niej tutaj link .

(zdj. Zwykle tak się zaczyna proces wyburzania.)

(zdj. WIdok od strony torów kolejowych.)

(zdj. Widok od strony ul. Kolejowej)
 
Przy okazji tematyki kolejowej, wypada nadmienić, że w przyszłym roku 26 lipca przypadnie 120 rocznica otwarcia łobeskiej (reskiej) kolei wąskotorowej. Dziś już niestety nieistniejącej. Być może miłośnicy kolei zechcą tę rocznicę jakoś upamiętnić.

poniedziałek, 2 marca 2015

Suplement do "Tajemnic Łobza"

    Na prośbę czytelników powracam do tematu tajemnic Łobza. Nie będzie tego wiele, niektóre opisy postaram się uzupełnić, niektóre sprawy, które poprzednio zwyczajnie przeoczyłem pojawią się jako zupełnie nowe.
 
Zacznijmy od położonego za cmentarzem na terenie obecnych ogródków działkowych obozu jenieckiego, lub jak twierdzą inni obozu pracy (ja twardo upieram się przy obozie jenieckim).
Niewiele o nim wiadomo, czytelnicy pamiętają zapewne przedstawione przeze mnie zdjęcia znalezisk potwierdzających walki tam prowadzone. Były jednak i inne znaleziska. Monety francuskie z lat 30, metalowe kubki, miski do jedzenia i podobne rzeczy osobiste. Słowem nic cennego, jednak potwierdzające przebywanie tam ludzi. Starsi ludzie pamiętają stojące jeszcze od strony dzisiejszej ulicy Słonecznej drewniane baraki. Osobiście natomiast zapamiętałem stojące głównie przy dzisiejszej drodze prowadzącej do oczyszczalni ścieków betonowe bunkry – tak to nazywaliśmy i tak one wyglądały, choć bez szczególnie grubych ścian. Można je uznać za instalacje typowo strażnicze. Niektórzy postawili potem na nich altany ogrodnicze i tak pewnie przetrwały do dziś jako piwniczki. Może opiszę zapamiętany wygląd, otóż: Były to obiekty kształtu prostokątnego, oparte dłużą ścianą o skarpę, od czoła natomiast znajdował się otwór coś jakby na drzwi lub większe okno, w górnej części okrągły otwór. I to wszystko tak więc konstrukcja prosta.
Co do spraw obozowych przechodząc od obozu jenieckiego do obozów pracy warto wspomnieć, że konwencje międzynarodowe zezwalały na zatrudnianie jeńców - pod pewnymi rygorami, lub na prośbę takowych. Rygorów tych Niemcy nie przestrzegali wobec ludności przywiezionej tu na roboty przymusowe. Co do obozów pracy na pewno jeden funkcjonował w okolicach dzisiejszej krochmalni. Było to uzasadnione o tyle, że bliskość wielu zakładów, jak choćby owa krochmalnia, młyn oraz fabryka drutu ogrodzeniowego (w domyśle kolczastego), a więc produkcja typowo militarna) – dzisiejszy Drut-Pol

(Zdj. Czy tędy więźniowie maszerowali do pracy?)

(Zdj. Czyżby jednak poobozowa pozostałość?)

Spróbujmy pociągnąć temat obozów pracy. Arbeitsamt w Nowogardzie, któremu podlegały placówki w Łobzie, Resku, Gryficach, Goleniowie oraz Trzebiatowie był obowiązany kierować ludzi do pracy w fabryce amunicji w Mostach (niem. Speck) k. Goleniowa. Początkowo pracowali w niej Niemcy, jednak z chwilą przybywania robotników przymusowych byli oni kierowani do pracy w tej fabryce. Zainteresowanych odsyłam do opracowania Józefa Kazaneckiego „Fabryka amunicji w Mostach” Link
Dość powiedzieć, że warunki pracy były tak fatalne, że do dziś nikt nie jest w stanie stwierdzić ile ofiar pochłonęła produkcja rozpiętość jest od setek do tysięcy – szczególnie duża wśród kobiet przywiezionych z ZSRR. Na stronach internetowych, o ile nie szukałem źle ciężko znaleźć cokolwiek na temat obozu jenieckiego lub obozów pracy w Łobzie. Czyżby więc Niemcy mając na sumieniu odsyłanie ludzi do tamtej fabryki milczeli o obozach? Tu wyjaśnienie: Nowogardzki Arbeitsamt nie nadążał z dostarczaniem rąk do pracy tej fabryce. Podejrzewa się również o eksperymenty z produkcją reaktora atomowego i de facto bonią atomową. Tu historia zazębia się z innym tematem poruszonym przeze mnie. Mianowicie dotyczy to organizacji „Odra” działającej na terenach niemieckich. Oczywiście trudno tu dywagować czy łobeska „Odra” mogła mieć coś wspólnego ze sprawą, o której za chwilę, ale inne jej człony na pewno tak. Alianci dowiedzieli się o fabryce. Bomby jednak spadały w próżnię, gdyż załogi bombowców nie widziały w ogóle fabryki. Byli tak zdesperowani, że w końcu zaczęły z samolotów spadać ulotki z pogróżkami, że jeśli nie uda im się zniszczyć fabryki zrównają z ziemią cały Goleniów. Po przejściu frontu okazało się, że cały teren fabryki był pokryty siatką z nałożonymi metalowymi atrapami liści.
Oprócz wspomnianej przyczyny może być i taka jak na poniższym zdjęciu – sprawa dotyczy obozu koncentracyjnego w Dachau i śmierci, zapewne nienaturalnej 41 letniego mężczyzny wywiezionego z terenu naszego powiatu.
Link 




Poruszmy temat lotniska, o którym zarówno słyszałem, jak i o które byłem pytany, a o którym nic kompletnie nie wiem. Miałby to być teren tuż za obecną stacją benzynową przy drodze Łobez-Węgorzyno, po lewej stronie, choć moim zdaniem bardziej adekwatny byłby teren tuż za obecnym pomnikiem upamiętniającym walki 6 marca. Na pewno nie było to lotnisko typowo bojowe. Jeżeli funkcjonowało ono w czasach wojny – jest to teren zbyt mały, ponadto lotniska w Drawsku Pomorskim (Me -109 i Fw -190) oraz Płotach (Me-110) załatwiały sprawę obrony przeciwlotniczej. Ponadto samoloty niemieckie wymagały zbyt starannej obsługi, nie mówiąc o naprawach by je w ten sposób rozpraszać, komplikując tym samym logistykę obsługi. Jeżeli już to obstawiam, że mogły co najwyżej lądować samoloty typu Fieseler - 156 Storch, jeżeli było to lotnisko czasu wojny, jeżeli teren był natomiast wykorzystywany po wojnie to oczywiście Polikarpow Po-2 albo jego licencyjne odmiany S-13/CSS-13.Te ostatnie zresztą lądowały po wojnie z okazji jakiegoś festynu na terenach położonych gdzieś w okolicach krochmalni.
Co do pierwszego miejsca to muszę przyznać, że w pobliskim zagajniku podczas grzybobrania na skraju lasu znalazłem kawałek powyginanej blachy aluminiowej wielkości ok 30x30 cm, na której widniały resztki farby koloru ciemnego khaki. Mogło to być cokolwiek, ale na pewno nie część poszycia samolotu. Wspomniane samoloty poszycia metalowego nie miały. Blachy nie zabierałem bo żelastwa generalnie nie zbieram, a w kategoriach ekonomicznych znaleziska nie myślałem.


(Zdj. Tereny okolic domniemanego lotniska.)

Skoro już jesteśmy przy tematyce lotniczej to udało się częściowo rozszyfrować sprawę domniemywanej poprzednio jednostki radiotechnicznej Na pewno istniała kompania meldunkowa na dworcu łobeskim  - pozycja Siewka – rozwiązana w czerwcu 1944r. (13. Flugmelde-Leit Kompanie at Bahnhof Labisch/Regenwalde (Stellung "Regenpfeifer") (new); disbanded 6.44).  Link

(Zdj. Schron lub pomieszczenia magazynowe nieopodal dworca PKP.)

Dzisiejszy plac zabaw dla dzieci. Przed wojną stała tu sala gimnastyczna. Zaraz po wojnie stała zapełniona wszelkimi dobrami typu maszyny do szycia, maszyny do pisania, bele materiału. Spłonęła pewnej nocy w dość tajemniczych okolicznościach. Domysły na temat jej zniszczenia są różne, od posądzania przedstawicieli MO/UB, żołnierzy sowieckich, zwykłych szabrowników po mityczny werwolf. Jak było naprawdę dziś już chyba nie da się ustalić.

(Zdj. Teren byłej sali gimnastycznej.)

Gdzieś około połowy lat 70 ubiegłego wieku. Jedynym hotelem w Łobzie był obecny hotel Słowiański przy obecnej ulicy Niepodległości (ówczesna B. Bieruta). Tak więc siłą rzeczy odwiedzający nasze miasto Niemcy mieli tylko jeden wybór, jeśli chodzi o zatrzymanie się.
Dla wielu z nich były to podróże sentymentalne, często dobierali sobie też miejscowych przewodników z jakichś powodów im znanych i znających język. Tym razem jednak para, o której piszę była sama.
 Dzień jest piękny słoneczny, nie taki jak na zdjęciach, nie wiem już jaki dzień tygodnia. Dość młody Niemiec spacerujący wraz z towarzysząca mu kobietą idzie od strony hotelu w kierunku skrzyżowania tuż za budynkiem sądu. Za tym budynkiem rozkłada jakiś papier dość dużych rozmiarów i tu jego nogi tracą spokój. Przechodzi przez przejście dla pieszych na drugą stronę ulicy i trzymając ów papier przed oczami wręcz zaczyna biec przez trawnik nieopodal ówczesnego samolotu. Jego zachowanie jest dosyć nerwowe. Dogania go towarzysząca mu kobieta, łapie go za rękę i siłą zatrzymuje, po czym dosyć nerwowo mu coś tłumaczy. Czym takim dysponował ten mężczyzna, co takiego skłoniło ich do takich nerwowych zachowań? Osobiście podejrzewam, że być może kolejne inwestycje miejskie odkryją zagadkę, ale jest to moja osobista opinia.

(Zdj. Widok na miejsce dziwnego zachowania niemieckiej pary.)

Teren niedokończonej inwestycji tuż nieopodal promenady i ul Rzecznej. Kiedy nie nawieziono ziemi i nie był tak podniesiony do góry to jeszcze o ile dobrze pamiętam w latach 90 ub. wieku płonęły tu znicze. Tak w tym miejscu jest minimum 7 grobów ofiar „wyzwolicieli”. Kim wszyscy byli nie wiem. Wiem o jednym pochowanym tam mężczyźnie, o którym mówiono wówczas „Jugosłowianin”, ale jakiej konkretnej narodowości był, nie mam pojęcia. Został pochowany doraźnie przez żonę Polkę i tak już został. O pozostałych nie mam kompletnie żadnej wiedzy. W związku z tym miejscem zaczęło funkcjonować coś co można określić mianem „urban legend”, a mianowicie, że jest tam zakopane złoto. Brednia. Pomijając fakt, że obok grobów funkcjonowały ogródki działkowe i nikt nic nie znalazł, a jeśli znalazł to nic nie ma. Legenda miejska mogła zrodzić się z innej przyczyny. Buszujący po Łobzie czerwonoarmiści według relacji świadków mieli kieszenie dosłownie wypełnione złotymi precjozami. Pozwala to jedynie przypuszczać, że w którejś lub większej liczbie mogił spoczywają także czerwonoarmiści.

(Zdj. Widok od strony promenady.)

(Zdj. Widok od strony ul. Rzecznej.)

Zatopiony czołg. Sprawy zatopionych czołgów zawsze i wszędzie wywołują pobłażliwy uśmiech rozmówcy lub na forach internetowych. Niemniej jednak faktem jest, że zarówno Sowieci jak i Niemcy stosowali podobną taktykę. W przypadkach braku paliwa, okrążenia lub podobnych zdarzeń jeśli mieli w pobliżu jakikolwiek zbiornik wodny wrzucali wsteczny bieg, by kierowca mógł wyskoczyć z pojazdu i tak go zatapiali. Dodatkowo często robili doraźne pułapki w postaci zawieszonego pocisku, tak aby spadł i eksplodował w momencie otwarcia włazu wieżyczki.
Istnienie zatopionego czołgu w stawie przy drodze Łobez – Unimie relacjonuje wiele nieznających się osób, więc coś na rzeczy było. Nie zmienia to jednak faktu, że owego czołgu już nie ma. Sam muszę szczerze przyznać, że nie wiem czy wystającą lufę owego czołgu pamiętam czy po prostu działa sugestia innych. Zwyczajnie byłem zbyt mały by to dobrze zapamiętać. Natomiast nie pamiętam, który mógłby to być zbiornik wodny. Wybór jest niewielki są tylko dwa możliwe stawy.
W jakich okolicznościach ów czołg się tam znalazł nie wiadomo.

(Zdj. Czy w stawie za tym lasem tkwił zatopiony czołg?)

(Zdj. jedno z dwóch typowanych.)

(Zdj. Te dwa jeziorka można typować jako miejsce zatopienia - źródło mapy bing.)

 Ciekawostka. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że przedwojenny Łobez słynął z ilości zakładów szewskich, oraz rzemiosła garbarskiego. Takie banknoty regionalne znalazłem na jednej z aukcji francuskich. Link

(Zdj. Ciekawostka z francuskiej aukcji.)

Odpowiedzialność. A raczej jej brak. Te zdjęcia otrzymałem od anonimowego internauty i muszę przyznać, że potrafił mi je przekazać, po mistrzowsku się kamuflując. Nie o to jednak chodzi. Internauta ów wg jego relacji nie zabrał żadnej z tych rzeczy, ale zrobił zdjęcia telefonem po czym... uciekł.
Jedne zdjęcia przedstawiają ładownicę niemiecką od Mausera 98k według relacji internauty nie zawierała amunicji.
Drugie zdjęcie przedstawia granat trzonkowy niemiecki M 43 – internauta błędnie opisał go jako minę typu żabka. Trzonek na pewno zbutwiał.
Nie zawiadamiał Policji bo jak się wyraził nie ufa im. Nie świadczy to dobrze o naszych stróżach prawa, ale apeluję, wzywajmy ich jednak w przypadku takich znalezisk. Granat wyraźnie jest nieodbezpieczony i potencjalnie bardzo niebezpieczny.
 Żałuję, że nie została mi podana dokładniejsza lokalizacja. Jest to gdzieś w lesie pomiędzy Świętoborcem, a Boninem, całe znalezisko wyryły dziki. Miejmy nadzieję, że odnajdą to służby leśne.



(Zdj. U góry i u dołu ładownica od Mausera 98k.)

(Zdj. Niemiecki granat trzonkowy M43.)


 Na tym kończę cykl „tajemnic”. Ewentualne nowe zdobyte wiadomości postaram się zamieszczać sukcesywnie.

P.S.
Już po publikacji niniejszego materiału dowiedziałem się, że obóz pracy przy ulicy Węgorzyńskiej znajdował się po lewej stronie w okolicach ul. Odnoga Węgorzyńska, Łąkowa, dziś to tereny zabudowane w rękach właścicieli prywatnych.

niedziela, 1 lutego 2015

Wzgórze

Ktoś kiedyś na jakimś forum lokalnym rzucił o tym wzgórzu hasło, które mnie nieco zaintrygowało.
O ile dobrze pamiętam mowa była o wzgórzu kata, postanowiłem więc nieco sprawdzić temat.
I rzeczywiście stare mapy zawierają nazwę brzmiącą coś jak katownia, co można by istotnie interpretować jako wzgórze kata.
Dawniej mieścił się w pobliżu nieistniejący już zakład utylizacji zwierząt, jednakże moje próby przetłumaczenia różnych słów pasujących do pojęcia zakładu utylizacyjnego nie pasują do opisu na mapie.
Najbardziej pasuje właśnie katownia w kontekście nie mającym nic wspólnego ze zwierzętami. Nie pasuje także przypisanie nazwy do zespołu budynków, gdyż w pozostałych przypadkach na mapie jest to zrobione zupełnie inaczej.
Miejsce to pamiętam z dzieciństwa i marcowych „dni wagarowicza”, wówczas jednak nie było w takim stopniu zalesione.
Czy w istocie na tamtym wzgórzu kat spełniał niegdyś swoją powinność?
Prócz śladu na mapie niewiele mogę powiedzieć. Na pewno wybierając się tam i przebywając na miejscu nie czułem na plecach dreszczu emocji, jaki towarzyszy odwiedzaniu różnych mrocznych miejsc.
A może legenda dopiero powinna się narodzić?

Zdjęcia niewiele pokazują przeważnie sosnowy las, czasem z niewielką domieszką młodego dębu, zarośla i nic więcej.

 (Zdj. Droga wiodąca do celu)



(Zdj. Jakieś obwałowanie lub usypisko nieznanego przeznaczenia i pochodzenia)


(Zdj.Ścieżka i lekkie wzniesienie)






(Zdj. Okolice tamtego miejsca widziane z oddali)

Dla Chcących odwiedzić tamto miejsce podaje lokalizację, jest to okolica ul. Węgorzyńskiej i tzw. jeziora hyclowskiego (choć to nieładnie brzmi, ale taka nazwa funkcjonuje w miejscowej terminologii).



P.S. Myślę, że należy się małe wyjaśnienie z mojej strony. Otóż jest taka książka "Z dziejów Ziemi Łobeskiej". Jednakże książkę tę czytałem mając gdzieś ok 12 lat, a pamięć jest niestety zawodna. Niestety nie zachowała się ta książka w domu, a wiadomo jak jest z czasem by dotrzeć do zbiorów bibliotecznych. Poza tym pewne rzeczy pozwalam sobie interpretować na swój sposób choć nie dowolny ale na podstawie relacji, opowiadań domysłów, analiz porównawczych etc. Nie jestem naukowcem więc uważam, że wolno mi takich interpretacji dokonywać o ile nie są celowym kłamstwem.

niedziela, 4 stycznia 2015

Na ten Nowy Rok


czyli to co czasem wypada z dokumentacji fotograficznej

Niektóre zdjęcia czasem wypadają z różnych względów bo po prostu nie pasują. Dzisiaj je wrzucam  z komentarzem.

(Zdj. Jakieś się wyrwało i leżało na  środku drogi.)
 (Zdj. Stary murek oporowy w parku miejskim, obok dawnego obozu jenieckiego)
(Zdj. W dziwnych miejscach ryto coś  w rodzaju żwirowni, jeśli czytelnik cofnie się do tematu Kupferhammer to chyba zrozumie.)

 (Zdj Poniemieckie pozostałości ławeczek w tzw. Parku Miejskim)
 (Zdj. Podobne do tych z podgryfińskich lasów, wystarczy poszukać  frazy "krzywy las")

 (Zdj. Prawda, że kupa krzaczorów nic nie znaczących? Tu mieściła się za Niemca chatka stróża pilnującego stawów rybnych, jak i pól)
 (Zdj. Jakby ktoś nie wiedział to kawałek tej skarpy wyrył spadający MiG-15 pilot na szczęście przeżył- droga Łobez -Unimie)
 (Zdj. Kolejny wybryk natury z tyłu też tych grzybków jest więcej- zrosły się w rodzinkę)
 (Zdj. Spalona przez wandali chata syberyjska)
(Zdj. Banalna kupa drzew  ale zapewniam, że jest to zapowiedź pewnego tematu.)