Polecany post

Łobeski odcinek "Odry".

       D ziało się to w okupowanej Warszawie, zaraz po świętach wielkanocnych roku 1941. Mężczyzna przebywający w jednym z zakonspirowan...

poniedziałek, 2 marca 2015

Suplement do "Tajemnic Łobza"

    Na prośbę czytelników powracam do tematu tajemnic Łobza. Nie będzie tego wiele, niektóre opisy postaram się uzupełnić, niektóre sprawy, które poprzednio zwyczajnie przeoczyłem pojawią się jako zupełnie nowe.
 
Zacznijmy od położonego za cmentarzem na terenie obecnych ogródków działkowych obozu jenieckiego, lub jak twierdzą inni obozu pracy (ja twardo upieram się przy obozie jenieckim).
Niewiele o nim wiadomo, czytelnicy pamiętają zapewne przedstawione przeze mnie zdjęcia znalezisk potwierdzających walki tam prowadzone. Były jednak i inne znaleziska. Monety francuskie z lat 30, metalowe kubki, miski do jedzenia i podobne rzeczy osobiste. Słowem nic cennego, jednak potwierdzające przebywanie tam ludzi. Starsi ludzie pamiętają stojące jeszcze od strony dzisiejszej ulicy Słonecznej drewniane baraki. Osobiście natomiast zapamiętałem stojące głównie przy dzisiejszej drodze prowadzącej do oczyszczalni ścieków betonowe bunkry – tak to nazywaliśmy i tak one wyglądały, choć bez szczególnie grubych ścian. Można je uznać za instalacje typowo strażnicze. Niektórzy postawili potem na nich altany ogrodnicze i tak pewnie przetrwały do dziś jako piwniczki. Może opiszę zapamiętany wygląd, otóż: Były to obiekty kształtu prostokątnego, oparte dłużą ścianą o skarpę, od czoła natomiast znajdował się otwór coś jakby na drzwi lub większe okno, w górnej części okrągły otwór. I to wszystko tak więc konstrukcja prosta.
Co do spraw obozowych przechodząc od obozu jenieckiego do obozów pracy warto wspomnieć, że konwencje międzynarodowe zezwalały na zatrudnianie jeńców - pod pewnymi rygorami, lub na prośbę takowych. Rygorów tych Niemcy nie przestrzegali wobec ludności przywiezionej tu na roboty przymusowe. Co do obozów pracy na pewno jeden funkcjonował w okolicach dzisiejszej krochmalni. Było to uzasadnione o tyle, że bliskość wielu zakładów, jak choćby owa krochmalnia, młyn oraz fabryka drutu ogrodzeniowego (w domyśle kolczastego), a więc produkcja typowo militarna) – dzisiejszy Drut-Pol

(Zdj. Czy tędy więźniowie maszerowali do pracy?)

(Zdj. Czyżby jednak poobozowa pozostałość?)

Spróbujmy pociągnąć temat obozów pracy. Arbeitsamt w Nowogardzie, któremu podlegały placówki w Łobzie, Resku, Gryficach, Goleniowie oraz Trzebiatowie był obowiązany kierować ludzi do pracy w fabryce amunicji w Mostach (niem. Speck) k. Goleniowa. Początkowo pracowali w niej Niemcy, jednak z chwilą przybywania robotników przymusowych byli oni kierowani do pracy w tej fabryce. Zainteresowanych odsyłam do opracowania Józefa Kazaneckiego „Fabryka amunicji w Mostach” Link
Dość powiedzieć, że warunki pracy były tak fatalne, że do dziś nikt nie jest w stanie stwierdzić ile ofiar pochłonęła produkcja rozpiętość jest od setek do tysięcy – szczególnie duża wśród kobiet przywiezionych z ZSRR. Na stronach internetowych, o ile nie szukałem źle ciężko znaleźć cokolwiek na temat obozu jenieckiego lub obozów pracy w Łobzie. Czyżby więc Niemcy mając na sumieniu odsyłanie ludzi do tamtej fabryki milczeli o obozach? Tu wyjaśnienie: Nowogardzki Arbeitsamt nie nadążał z dostarczaniem rąk do pracy tej fabryce. Podejrzewa się również o eksperymenty z produkcją reaktora atomowego i de facto bonią atomową. Tu historia zazębia się z innym tematem poruszonym przeze mnie. Mianowicie dotyczy to organizacji „Odra” działającej na terenach niemieckich. Oczywiście trudno tu dywagować czy łobeska „Odra” mogła mieć coś wspólnego ze sprawą, o której za chwilę, ale inne jej człony na pewno tak. Alianci dowiedzieli się o fabryce. Bomby jednak spadały w próżnię, gdyż załogi bombowców nie widziały w ogóle fabryki. Byli tak zdesperowani, że w końcu zaczęły z samolotów spadać ulotki z pogróżkami, że jeśli nie uda im się zniszczyć fabryki zrównają z ziemią cały Goleniów. Po przejściu frontu okazało się, że cały teren fabryki był pokryty siatką z nałożonymi metalowymi atrapami liści.
Oprócz wspomnianej przyczyny może być i taka jak na poniższym zdjęciu – sprawa dotyczy obozu koncentracyjnego w Dachau i śmierci, zapewne nienaturalnej 41 letniego mężczyzny wywiezionego z terenu naszego powiatu.
Link 




Poruszmy temat lotniska, o którym zarówno słyszałem, jak i o które byłem pytany, a o którym nic kompletnie nie wiem. Miałby to być teren tuż za obecną stacją benzynową przy drodze Łobez-Węgorzyno, po lewej stronie, choć moim zdaniem bardziej adekwatny byłby teren tuż za obecnym pomnikiem upamiętniającym walki 6 marca. Na pewno nie było to lotnisko typowo bojowe. Jeżeli funkcjonowało ono w czasach wojny – jest to teren zbyt mały, ponadto lotniska w Drawsku Pomorskim (Me -109 i Fw -190) oraz Płotach (Me-110) załatwiały sprawę obrony przeciwlotniczej. Ponadto samoloty niemieckie wymagały zbyt starannej obsługi, nie mówiąc o naprawach by je w ten sposób rozpraszać, komplikując tym samym logistykę obsługi. Jeżeli już to obstawiam, że mogły co najwyżej lądować samoloty typu Fieseler - 156 Storch, jeżeli było to lotnisko czasu wojny, jeżeli teren był natomiast wykorzystywany po wojnie to oczywiście Polikarpow Po-2 albo jego licencyjne odmiany S-13/CSS-13.Te ostatnie zresztą lądowały po wojnie z okazji jakiegoś festynu na terenach położonych gdzieś w okolicach krochmalni.
Co do pierwszego miejsca to muszę przyznać, że w pobliskim zagajniku podczas grzybobrania na skraju lasu znalazłem kawałek powyginanej blachy aluminiowej wielkości ok 30x30 cm, na której widniały resztki farby koloru ciemnego khaki. Mogło to być cokolwiek, ale na pewno nie część poszycia samolotu. Wspomniane samoloty poszycia metalowego nie miały. Blachy nie zabierałem bo żelastwa generalnie nie zbieram, a w kategoriach ekonomicznych znaleziska nie myślałem.


(Zdj. Tereny okolic domniemanego lotniska.)

Skoro już jesteśmy przy tematyce lotniczej to udało się częściowo rozszyfrować sprawę domniemywanej poprzednio jednostki radiotechnicznej Na pewno istniała kompania meldunkowa na dworcu łobeskim  - pozycja Siewka – rozwiązana w czerwcu 1944r. (13. Flugmelde-Leit Kompanie at Bahnhof Labisch/Regenwalde (Stellung "Regenpfeifer") (new); disbanded 6.44).  Link

(Zdj. Schron lub pomieszczenia magazynowe nieopodal dworca PKP.)

Dzisiejszy plac zabaw dla dzieci. Przed wojną stała tu sala gimnastyczna. Zaraz po wojnie stała zapełniona wszelkimi dobrami typu maszyny do szycia, maszyny do pisania, bele materiału. Spłonęła pewnej nocy w dość tajemniczych okolicznościach. Domysły na temat jej zniszczenia są różne, od posądzania przedstawicieli MO/UB, żołnierzy sowieckich, zwykłych szabrowników po mityczny werwolf. Jak było naprawdę dziś już chyba nie da się ustalić.

(Zdj. Teren byłej sali gimnastycznej.)

Gdzieś około połowy lat 70 ubiegłego wieku. Jedynym hotelem w Łobzie był obecny hotel Słowiański przy obecnej ulicy Niepodległości (ówczesna B. Bieruta). Tak więc siłą rzeczy odwiedzający nasze miasto Niemcy mieli tylko jeden wybór, jeśli chodzi o zatrzymanie się.
Dla wielu z nich były to podróże sentymentalne, często dobierali sobie też miejscowych przewodników z jakichś powodów im znanych i znających język. Tym razem jednak para, o której piszę była sama.
 Dzień jest piękny słoneczny, nie taki jak na zdjęciach, nie wiem już jaki dzień tygodnia. Dość młody Niemiec spacerujący wraz z towarzysząca mu kobietą idzie od strony hotelu w kierunku skrzyżowania tuż za budynkiem sądu. Za tym budynkiem rozkłada jakiś papier dość dużych rozmiarów i tu jego nogi tracą spokój. Przechodzi przez przejście dla pieszych na drugą stronę ulicy i trzymając ów papier przed oczami wręcz zaczyna biec przez trawnik nieopodal ówczesnego samolotu. Jego zachowanie jest dosyć nerwowe. Dogania go towarzysząca mu kobieta, łapie go za rękę i siłą zatrzymuje, po czym dosyć nerwowo mu coś tłumaczy. Czym takim dysponował ten mężczyzna, co takiego skłoniło ich do takich nerwowych zachowań? Osobiście podejrzewam, że być może kolejne inwestycje miejskie odkryją zagadkę, ale jest to moja osobista opinia.

(Zdj. Widok na miejsce dziwnego zachowania niemieckiej pary.)

Teren niedokończonej inwestycji tuż nieopodal promenady i ul Rzecznej. Kiedy nie nawieziono ziemi i nie był tak podniesiony do góry to jeszcze o ile dobrze pamiętam w latach 90 ub. wieku płonęły tu znicze. Tak w tym miejscu jest minimum 7 grobów ofiar „wyzwolicieli”. Kim wszyscy byli nie wiem. Wiem o jednym pochowanym tam mężczyźnie, o którym mówiono wówczas „Jugosłowianin”, ale jakiej konkretnej narodowości był, nie mam pojęcia. Został pochowany doraźnie przez żonę Polkę i tak już został. O pozostałych nie mam kompletnie żadnej wiedzy. W związku z tym miejscem zaczęło funkcjonować coś co można określić mianem „urban legend”, a mianowicie, że jest tam zakopane złoto. Brednia. Pomijając fakt, że obok grobów funkcjonowały ogródki działkowe i nikt nic nie znalazł, a jeśli znalazł to nic nie ma. Legenda miejska mogła zrodzić się z innej przyczyny. Buszujący po Łobzie czerwonoarmiści według relacji świadków mieli kieszenie dosłownie wypełnione złotymi precjozami. Pozwala to jedynie przypuszczać, że w którejś lub większej liczbie mogił spoczywają także czerwonoarmiści.

(Zdj. Widok od strony promenady.)

(Zdj. Widok od strony ul. Rzecznej.)

Zatopiony czołg. Sprawy zatopionych czołgów zawsze i wszędzie wywołują pobłażliwy uśmiech rozmówcy lub na forach internetowych. Niemniej jednak faktem jest, że zarówno Sowieci jak i Niemcy stosowali podobną taktykę. W przypadkach braku paliwa, okrążenia lub podobnych zdarzeń jeśli mieli w pobliżu jakikolwiek zbiornik wodny wrzucali wsteczny bieg, by kierowca mógł wyskoczyć z pojazdu i tak go zatapiali. Dodatkowo często robili doraźne pułapki w postaci zawieszonego pocisku, tak aby spadł i eksplodował w momencie otwarcia włazu wieżyczki.
Istnienie zatopionego czołgu w stawie przy drodze Łobez – Unimie relacjonuje wiele nieznających się osób, więc coś na rzeczy było. Nie zmienia to jednak faktu, że owego czołgu już nie ma. Sam muszę szczerze przyznać, że nie wiem czy wystającą lufę owego czołgu pamiętam czy po prostu działa sugestia innych. Zwyczajnie byłem zbyt mały by to dobrze zapamiętać. Natomiast nie pamiętam, który mógłby to być zbiornik wodny. Wybór jest niewielki są tylko dwa możliwe stawy.
W jakich okolicznościach ów czołg się tam znalazł nie wiadomo.

(Zdj. Czy w stawie za tym lasem tkwił zatopiony czołg?)

(Zdj. jedno z dwóch typowanych.)

(Zdj. Te dwa jeziorka można typować jako miejsce zatopienia - źródło mapy bing.)

 Ciekawostka. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że przedwojenny Łobez słynął z ilości zakładów szewskich, oraz rzemiosła garbarskiego. Takie banknoty regionalne znalazłem na jednej z aukcji francuskich. Link

(Zdj. Ciekawostka z francuskiej aukcji.)

Odpowiedzialność. A raczej jej brak. Te zdjęcia otrzymałem od anonimowego internauty i muszę przyznać, że potrafił mi je przekazać, po mistrzowsku się kamuflując. Nie o to jednak chodzi. Internauta ów wg jego relacji nie zabrał żadnej z tych rzeczy, ale zrobił zdjęcia telefonem po czym... uciekł.
Jedne zdjęcia przedstawiają ładownicę niemiecką od Mausera 98k według relacji internauty nie zawierała amunicji.
Drugie zdjęcie przedstawia granat trzonkowy niemiecki M 43 – internauta błędnie opisał go jako minę typu żabka. Trzonek na pewno zbutwiał.
Nie zawiadamiał Policji bo jak się wyraził nie ufa im. Nie świadczy to dobrze o naszych stróżach prawa, ale apeluję, wzywajmy ich jednak w przypadku takich znalezisk. Granat wyraźnie jest nieodbezpieczony i potencjalnie bardzo niebezpieczny.
 Żałuję, że nie została mi podana dokładniejsza lokalizacja. Jest to gdzieś w lesie pomiędzy Świętoborcem, a Boninem, całe znalezisko wyryły dziki. Miejmy nadzieję, że odnajdą to służby leśne.



(Zdj. U góry i u dołu ładownica od Mausera 98k.)

(Zdj. Niemiecki granat trzonkowy M43.)


 Na tym kończę cykl „tajemnic”. Ewentualne nowe zdobyte wiadomości postaram się zamieszczać sukcesywnie.

P.S.
Już po publikacji niniejszego materiału dowiedziałem się, że obóz pracy przy ulicy Węgorzyńskiej znajdował się po lewej stronie w okolicach ul. Odnoga Węgorzyńska, Łąkowa, dziś to tereny zabudowane w rękach właścicieli prywatnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz